Ranek. Wstałam około godziny 10:00. Codzienny nawyk
sprawdzanie telefony. Wzięłam go do ręki i zobaczyłam jedno nieodebrane
połączenie i smsa od mamy. Pierw odczytałam smsa i to było najgorsze. Zaczęłam
płakać. Wstałam z łóżka i usiadłam. Do pokoju wszedł Tom.
- Cześć kochanie, jak się spa… Co się stało, że
płaczesz. – zapytał.
- Moja ciocia, moja ciocia z Ameryki mi umarła. –
odpowiedziałam szlochając.
- Boże, tak mi przykro.
- Za 5 dni jest pogrzeb i lecę do Las Vegas.
- A kiedy dokładnie lecisz?
- No cóż, mama kazała mi być wcześniej, więc musiała
bym nawet dziś wylecieć.
- A…
- Mmmm?
- Mogę lecieć z Tobą?- zapytał Tom.
- W sumie możesz. Lepiej idź się już pakuj.
- Dobrze. – odpowiedział i pocałował mnie w usta.
Ja poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i umyłam
włosy. Wyszłam z kabiny i wytarłam się.
Ubrałam szorty ciemno- zielone do tego pomarańczowa marynarka, biała
podkoszulka i buty na obcasie. Spięłam włosy w koka i nałożyłam lekki makijaż.
Wyszłam z pokoju. Wyszłam z hotelu, bo chciałam zrobić sobie normalne
śniadanie. Poszłam więc do domu gdzie była majka z rodziną. Zapukałam i
otworzyła mi jej mama. Pozwoliła mi wejść i czuć się jak u siebie w domu.
Skierowałam się do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie i kawę. W kuchni
siedziała Majka z Nathanem jedzący śniadanie.
- Część. – powiedziałam.
- Cześć słońce. I co, dobrze się spało? – zapytała
Maja.
- Spało tak, ale poranne wiadomości nie były zbyt miłe.
- Dlaczego? Co się stało?
- Umarła mi ciocia z Vegas.
- Boże jak mi przykro. – odpowiedziała. Wstała i
przytuliła mnie na rozweselenie.
- No, ja dziś z Tomem lecimy do Ameryki.
- Jak to, on będzie miał takie larytasy! Ja też chcę! –
krzyknął Nathan.
- Jakie larytasy Nathanie. Żałoba jest u mnie i tyle.
Chce ze mną jechać i tyle.
- Dobrze, a czy my też możemy? – zapytał Nathan.
- Właśnie, ja znałam twoją ciocię. – rzekła Maja.
- No, możecie jechać. Nie mam nic przeciwko.
- Fajnie idziemy się pakować Nathan.- rzekła Maja.
- Idę, już idę. – odpowiedział Nathan będąc już w
przejściu, w którym mijał się z Tomem.
- I co?
- Co, co?
- Oni też jadą? – zapytał Tom.
- Tak. A co? Majka znała moją ciocię.
- Aha, nie nic. Jadłaś już śniadanie?
- Jeszcze nie, ale mam zamiar sobie je zrobić. –
uśmiechnęłam się.
- Usiądź, zrobię Ci coś skarbie.
- Dobrze, to ja na chwilę wyjdę zacznę się pakować.
- Ok.
- Jak skończysz zadzwoń.
- Dobrze słońce.
Wyszłam z kuchni na kilka minut. Poszłam do hotelu, wzięłam
walizkę i przysunęłam są do szafy. Zaczęłam pakować wszystkie rzeczy. Po 10
minutach zadzwonił do mnie Tom i powiedział, abym już przyszła. Odłożyłam prace
na później. Wyszłam z hotelu i poszłam do domu Majki. Weszłam, skierowałam się
do kuchni a na stole czekało już na mnie jedzenie. Zasiadłam. Naprzeciwko mnie usidła
Tom i razem zjedliśmy śniadanie. Zaczął się mnie wypytywać jak ma n imię moja
ciocia, ile miała lat i jaka była. Nie miałam wyboru, więc mu odpowiadałam. Nagle do kuchni wparowali Max z Sivą.
- Paulina słyszeliśmy, że gdzieś lecisz. Prawda? – zapytał
się Siva.
- Tak, lecę do Las Vegas, umarła mi tam ciocia.
- Przykro mi, a czy mogli byśmy z Tobą polecieć?
- Wszyscy chcą ze mną lecie. Hmmmmm…
- No proszę!
- Dobrze, niech już będzie.
- Tak!
- Ale dziś lecimy.
- Jak to, już dziś?
- Tak, moja mama kazała mi być kilka dni wcześniej
przed pogrzebem, więc ja lecę już dziś.
- No dobrze, a mam powiedzieć o tym Jayowi i Klaudii?
- Tak powiedz im, że też maja lecieć. Ja za chwilkę
zamawiać bilety będę, więc idźcie się powoli pakować.
- Dobrze, dobrze. Do zobaczenia.
Ja z Tomem w spokoju dokończyliśmy śniadanie. Po
skończeniu posprzątaliśmy po sobie i wyszliśmy do hotelu. Kierowaliśmy się
naszego pokoju, gdy usłyszałam zza drzwi pokoju Klaudii jakieś wrzaski. Nie
zastanawiając się weszliśmy. Tak zobaczyłam Klaudię siedzącą na Jaym okrytą
kołdrą.
- To ja może… - powiedziałam.
- Tak może… - rzekł Jay.
- A wszystko wiecie? – zapytał Tom.
- Max powiedział. – odpowiedziała Klaudia.
- Dobrze, wychodzę. Choć Tom.
Wychodząc z pokoju przyjaciół zaczęłam się śmiać z
samej siebie, Tom także śmiał się ze mnie i z mojego nieprawidłowego
zachowania. Weszliśmy do naszego pokoju.
- O ty prawie spakowana. – rzekł Tom.
- Tak, a jak się pospieszymy to będziemy mieli chwilę
czasu dla siebie. – rzekłam uroczo.
- Mrrrr… już nie mogę się doczekać.
- Dobra, teraz Tosię spakować trzeba.
Ja się dopakowywałam, a Thomas dopiero zaczynał. Ja po
10 minutach skończyłam, więc wyszłam z pokoju na korytarz, aby w spokoju zadzwonić
na lotnisko by zamówić bilety. Zamówiłam i weszłam do pokoju. Nagle
popatrzyłam, że Tom gdzieś wyparował. Stanęłam w drzwiach jak wryta. Nagle za
nich podbiegł Tom złapał mnie, podniósł i rzucił na łóżko. Zaczął całować. I tak to prowadziliśmy, aż Max nie wpadł do
pokoju.
- Sorka, chyba przeszkodziłem.
- Nie, nie miałam zamiar go powstrzymać. – zaśmiałam się.
- Tak, tak ty! Ha! – krzyknął Tom.
Na zegarkach była już godzina 13. Zaczęliśmy wychodzić
z hotelu. Max oddał za wszystkich klucze, a pod hotel podjechał tata Majki. On zawisł
nas na lotnisko w Szczecinie i z niego polecieliśmy do Vegas. Nie musieliśmy
zbyt długo czekać na samolot, ponieważ mieliśmy go o 14. W samolocie
opowiadałam o tym jak jest u mojej cioci w Vegas. Wszyscy słuchali, ale po
niecałych 2 godzinach każdy zajął się sobą, aż do przylotu.
Może się spodoba, może nie. Wy oceniejcie. Trochę dużo, ale chcę was zaczytać przez ostatnie 3 dni, które spędzę w Polsce. Ponieważ lecę do Egiptu i nie będę pisać przez tydzień. Oczywiście będą one umieszczane na kartkach. Więc sorka za ilośc tego i zachęcam do komentowania.
No pewnie , że podoba się
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :)
miłego pobytu w Egipcie
i czekam na następny
Bardzo się podoba!
OdpowiedzUsuńTrochę smutny...
Ale Świetny ;)
czekam na nexta ;D