niedziela, 22 kwietnia 2012

~ Rozdział 30.


Ranek. Wstałam około godziny 10:00. Codzienny nawyk sprawdzanie telefony. Wzięłam go do ręki i zobaczyłam jedno nieodebrane połączenie i smsa od mamy. Pierw odczytałam smsa i to było najgorsze. Zaczęłam płakać. Wstałam z łóżka i usiadłam. Do pokoju wszedł Tom.
- Cześć kochanie, jak się spa… Co się stało, że płaczesz. – zapytał.
- Moja ciocia, moja ciocia z Ameryki mi umarła. – odpowiedziałam szlochając.
- Boże, tak mi przykro.
- Za 5 dni jest pogrzeb i lecę do Las Vegas.
- A kiedy dokładnie lecisz?
- No cóż, mama kazała mi być wcześniej, więc musiała bym nawet dziś wylecieć.
- A…
- Mmmm?
- Mogę lecieć z Tobą?- zapytał Tom.
- W sumie możesz. Lepiej idź się już pakuj.
- Dobrze. – odpowiedział i pocałował mnie w usta.
Ja poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i umyłam włosy.  Wyszłam z kabiny i wytarłam się. Ubrałam szorty ciemno- zielone do tego pomarańczowa marynarka, biała podkoszulka i buty na obcasie. Spięłam włosy w koka i nałożyłam lekki makijaż. Wyszłam z pokoju. Wyszłam z hotelu, bo chciałam zrobić sobie normalne śniadanie. Poszłam więc do domu gdzie była majka z rodziną. Zapukałam i otworzyła mi jej mama. Pozwoliła mi wejść i czuć się jak u siebie w domu. Skierowałam się do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie i kawę. W kuchni siedziała Majka z Nathanem jedzący śniadanie.
- Część. – powiedziałam.
- Cześć słońce. I co, dobrze się spało? – zapytała Maja.
- Spało tak, ale poranne wiadomości nie były zbyt miłe.
- Dlaczego? Co się stało?
- Umarła mi ciocia z Vegas.
- Boże jak mi przykro. – odpowiedziała. Wstała i przytuliła mnie na rozweselenie.
- No, ja dziś z Tomem lecimy do Ameryki.
- Jak to, on będzie miał takie larytasy! Ja też chcę! – krzyknął Nathan.
- Jakie larytasy Nathanie. Żałoba jest u mnie i tyle. Chce ze mną jechać i tyle.
- Dobrze, a czy my też możemy? – zapytał Nathan.
- Właśnie, ja znałam twoją ciocię. – rzekła Maja.
- No, możecie jechać. Nie mam nic przeciwko.
- Fajnie idziemy się pakować Nathan.- rzekła Maja.
- Idę, już idę. – odpowiedział Nathan będąc już w przejściu, w którym mijał się z Tomem.
- I co?
- Co, co?
- Oni też jadą? – zapytał Tom.
- Tak. A co? Majka znała moją ciocię.
- Aha, nie nic. Jadłaś już śniadanie?
- Jeszcze nie, ale mam zamiar sobie je zrobić. – uśmiechnęłam się.
- Usiądź, zrobię Ci coś skarbie.
- Dobrze, to ja na chwilę wyjdę zacznę się pakować.
- Ok.
- Jak skończysz zadzwoń.
- Dobrze słońce.
Wyszłam z kuchni na kilka minut. Poszłam do hotelu, wzięłam walizkę i przysunęłam są do szafy. Zaczęłam pakować wszystkie rzeczy. Po 10 minutach zadzwonił do mnie Tom i powiedział, abym już przyszła. Odłożyłam prace na później. Wyszłam z hotelu i poszłam do domu Majki. Weszłam, skierowałam się do kuchni a na stole czekało już na mnie jedzenie. Zasiadłam. Naprzeciwko mnie usidła Tom i razem zjedliśmy śniadanie. Zaczął się mnie wypytywać jak ma n imię moja ciocia, ile miała lat i jaka była. Nie miałam wyboru, więc mu odpowiadałam.  Nagle do kuchni wparowali Max z Sivą.
- Paulina słyszeliśmy, że gdzieś lecisz. Prawda? – zapytał się Siva.
- Tak, lecę do Las Vegas, umarła mi tam ciocia.
- Przykro mi, a czy mogli byśmy z Tobą polecieć?
- Wszyscy chcą ze mną lecie. Hmmmmm…
- No proszę!
- Dobrze, niech już będzie.
- Tak!
- Ale dziś lecimy.
- Jak to, już dziś?
- Tak, moja mama kazała mi być kilka dni wcześniej przed pogrzebem, więc ja lecę już dziś.
- No dobrze, a mam powiedzieć o tym Jayowi i Klaudii?
- Tak powiedz im, że też maja lecieć. Ja za chwilkę zamawiać bilety będę, więc idźcie się powoli pakować.
- Dobrze, dobrze. Do zobaczenia.
Ja z Tomem w spokoju dokończyliśmy śniadanie. Po skończeniu posprzątaliśmy po sobie i wyszliśmy do hotelu. Kierowaliśmy się naszego pokoju, gdy usłyszałam zza drzwi pokoju Klaudii jakieś wrzaski. Nie zastanawiając się weszliśmy. Tak zobaczyłam Klaudię siedzącą na Jaym okrytą kołdrą.
- To ja może… - powiedziałam.
- Tak może… - rzekł Jay.
- A wszystko wiecie? – zapytał Tom.
- Max powiedział. – odpowiedziała Klaudia.
- Dobrze, wychodzę. Choć Tom.
Wychodząc z pokoju przyjaciół zaczęłam się śmiać z samej siebie, Tom także śmiał się ze mnie i z mojego nieprawidłowego zachowania. Weszliśmy do naszego pokoju.
- O ty prawie spakowana. – rzekł Tom.
- Tak, a jak się pospieszymy to będziemy mieli chwilę czasu dla siebie. – rzekłam uroczo.
- Mrrrr… już nie mogę się doczekać.
- Dobra, teraz Tosię spakować trzeba.
Ja się dopakowywałam, a Thomas dopiero zaczynał. Ja po 10 minutach skończyłam, więc wyszłam z pokoju na korytarz, aby w spokoju zadzwonić na lotnisko by zamówić bilety. Zamówiłam i weszłam do pokoju. Nagle popatrzyłam, że Tom gdzieś wyparował. Stanęłam w drzwiach jak wryta. Nagle za nich podbiegł Tom złapał mnie, podniósł i rzucił na łóżko. Zaczął całować.  I tak to prowadziliśmy, aż Max nie wpadł do pokoju.
- Sorka, chyba przeszkodziłem.
- Nie, nie miałam zamiar go powstrzymać. – zaśmiałam się.
- Tak, tak ty! Ha! – krzyknął Tom.
Na zegarkach była już godzina 13. Zaczęliśmy wychodzić z hotelu. Max oddał za wszystkich klucze, a pod hotel podjechał tata Majki. On zawisł nas na lotnisko w Szczecinie i z niego polecieliśmy do Vegas. Nie musieliśmy zbyt długo czekać na samolot, ponieważ mieliśmy go o 14. W samolocie opowiadałam o tym jak jest u mojej cioci w Vegas. Wszyscy słuchali, ale po niecałych 2 godzinach każdy zajął się sobą, aż do przylotu.
 ___________________________________________________________________________________
Może się spodoba, może nie. Wy oceniejcie. Trochę dużo, ale chcę was zaczytać przez ostatnie 3 dni, które spędzę w Polsce. Ponieważ lecę do Egiptu i nie będę pisać przez tydzień. Oczywiście będą one umieszczane na kartkach. Więc sorka za ilośc tego i zachęcam do komentowania. 




2 komentarze:

  1. No pewnie , że podoba się
    Super rozdział :)
    miłego pobytu w Egipcie
    i czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się podoba!
    Trochę smutny...
    Ale Świetny ;)
    czekam na nexta ;D

    OdpowiedzUsuń